Stilon Gorzów wygrał mecz. Dwie różne połowy i dwa skrajnie różne oblicza gorzowskiej drużyny. Pierwsze 45 minut to obraz dynamiki, zgrania, skuteczności i przede wszystkim płynnej gry całego zespołu. Druga połowa po prostu odbyła się. Dwie bramki dla Niebiesko-białych strzelił Paweł Posmyk, a dla gości trafił Łukasz Kucyniak. Za tydzień mecz z Piastem Karnin.
Mecz zaczął się od ciekawej i składnej akcji gości, po której Radosław Florek uderzył na bramkę Dawida Dłoniaka z lewej. Strzał niegroźny i sygnalizowany, ale dał kibicom nadzieję, że goście nie przyjechali tylko po najniższy wymiar kary. Po tej próbie nastąpiło trzęsienie ziemi w szeregach Stilonu i po kilku mocnych, męskich słowach gospodarze przystąpili do realizacji zadań taktycznych. Paweł Posmyk dał sygnał drużynie, że dziś jego dyspozycja to wysokie "C". Już w czwartej minucie mieliśmy zapowiedź tego, co nastąpi. Najpierw 30-metrowy rajd z wrzutką, a następnie precyzyjne zgranie do środka na wchodzącego w pole karne Łukasza Maliszewskiego. Ten bez zastanowienia huknął na bramkę i tylko słupek stanął na drodze do bramki. Za chwilę mieliśmy tego samego bohatera tym razem w akcji z Mateuszem Trachimowiczem. Bardzo przytomna wrzutka za plecy obrońców i Posmyk sam na sam z bramkarzem trafił... w słupek. W pierwszym kwadransie były jeszcze próby Kordiana Ziajki i Radosława Somraniego, którzy jeden po drugim strzelali, ale bramkarz gości Paweł Wolfinger był nieźle dysponowany i bardzo przytomnie odbijał. Wreszcie w 14. minucie podanie ze środka do Daniela Mrozka. Ten niczym rajtar wpada w pole karne. Próbował zwieść obrońców zwodem i niestety (lub stety) złapany w kleszcze przez dwóch rosłych defensorów Błyskawicy padł na 12. metrze od bramki. Sędzia nie miał wątpliwości i wskazał wapno. Zawodnicy gości nie bardzo protestowali, wszak wina była ewidentna. Egzekutorem okazał się Posmyk, który bezlitośnie posłał futbolówkę w róg bramki i w swoim stylu bardzo sugestywnie okazał radość. Dobre spotkanie rozgrywał Trachimowicz i w 22. minucie popisał się niezwykle udanym, ponad trzydziestometrowym, podaniem w poprzek boiska do Ziajki. To diagonalne zagranie zaskoczyło przede wszystkim obrońców, bo Ziajka wpadł w pole karne i bardzo przytomnie odegrał do wbiegającego Maliszewskiego. Wszyscy widzieli już piłkę w bramce i strzał techniczny, z którego przecież Łukasz słynie, a trafił... w poprzeczkę. W 25. minucie goście pokusili się o atak, który mógł skutecznie popsuć miejscowym humory, a bramka pretendowałaby z pewnoscią do gola życia. Napastnik ten otrzymał podanie z prawej tak precyzyjne, że zdążył złożyć się do przewrotki. Dłoniak pewnie jednak złapał i dalekim wyrzutem uruchomił Somraniego. Ten dobrze dysponowany obrońca - choć z gorączką - ruszył na bramkę przeciwnika. Podał do Posmyka, który obsłużył Trachimowicza. Strzał jednak zbyt lekki, więc futbolówka została w rękawicach Wolfingera. W 28. minucie mieliśmy chyba jedną z najpiękniejszych akcji meczu lub jak wielu chciałoby rundy. Najpierw Tomasz Szwiec odegrał z rzutu wolnego do wychodzącego Maliszewskiego, a ten lekko, technicznie niemalże subtelnie na nos dośrodkował do Posmyka, a ten dopełnił formalności. Akcja - marzenie, a to dopiero dwa kwadranse gry za nami. Do końca pierwszej połowy bramek nie zobaczyliśmy, ale nie zobaczyliśmy też żadnej zaczepnej akcji gości, którzy skupili się na obronie swojego terytorium.
Druga połowa zaczęła się od niespodziewanej zmiany. Na boisku pojawił się Mateusz Kosacki, a nie wyszedł już Somrani. Dolegliwości były tak silne, że nasza "63" została w szatni. Ta część meczu obfitowała w jeden kolor, którego nikt z nas nie lubi, a piłkarze zwłaszcza. W roli głównej wystąpili jednak zawodnicy Foto-Higieny oraz sędzia Sławomir Sinicki. Po pięciu minutach gry "żółtko" ujrzał Dawid Pożarycki. W 57. minucie w pole karne wtargnął niczym rozjuszony odyniec Dawid Kucyniak. Obrońcy Stilonu przy bardzo aktywnym pomocniku gości zaspali. Przy asystujących środkowych defensorach, Kucyniak zdołał zatrzymać piłkę na klatce piersiowej, a następnie z pół woleja uderzył precyzyjnie, pokonując Dłoniaka. W 61. minucie pojawili się Alan Błajewski i Rafał Timoszyk. Miało to ożywić środek, a stało się niestety odwrotnie. Uporczywe granie długich piłek nie wnosiło kompletnie nic istotnego poza oddaleniem zagrożenia od bramki. Kwadrans do końca to zdecydowane i brutalne wejścia piłkarzy i dyskusje, w których główną rolę odegrał arbiter. Najpierw ukarał Michała Wróbla, który bezmyślnie wszedł w Dawida Kucharskiego, a następnie po dwóch minutach Piotra Stawowego. W tym momencie nie wytrzymał Jan Kownacki, który w paru żołnierskich słowach poddał w wątpliwość decyzje sędziego. Ten podbiegł do ławki rezerwowych i... odesłał kierownika drużyny gości na trybuny. Dodało to kolorytu spotkaniu, a na drużynę Stilonu podziałało paraliżująco. Przez ostatnie dziesięć minut nie było widać różnicy między zespołami, a były momenty, gdy niebezpiecznie robiło się pod bramką gospodarzy. Gorzowianie dowieźli jednak wynik do końca.
Komentarze opinie