Wielkie emocje w hali ZS 20. Remis Stali z liderem
egorzow.pl - Marcin
26/11/2016 17:53
Niezwykle emocjonujący i trzymający w napięciu do samego końca mecz obejrzeli kibice, którzy zgromadzili się w sobotę w hali Zespołu Szkół nr 20. W 11. kolejce I ligi w grupie A Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów zremisowała z liderem tabeli, Spójnią Gdynia, 25:25.
Lekka konsternacja mogła spotkać niektórych, gdyż oba zespoły przystąpiły do gry w żółto-niebieskich strojach, ale w przypadku gospodarzy więcej było koloru żółtego. Pierwszy atak należał do gości, którzy za pierwszym podejściem oddali niecelny rzut, ale był faul i później trafił Kamil Pedryc. Stal odpowiedziała nieskutecznie. Przez pierwsze niespełna pięć minut prowadzili gdynianie, a to za sprawą całkiem niezłej obrony. Udało się ją jednak sforsować rzutami z dalszej odległości. Obie ekipy szukały zresztą okazji właśnie z dystansu.
Gorzowianie niedługo się cieszyli remisem. Klasę pokazał Cezary Marciniak, lecz i tak doszło do rzutu karnego, który wykorzystał Rafał Rychlewski. W 11. minucie przyjezdni prowadzili 5:4, ale za faul na Mariuszu Kłaku miejscowi otrzymali rzut karny, który wykorzystał Marcin Smolarek, doprowadzając do wyrównania. Spójnia musiała sobie jednak radzić bez jednego zawodnika, ale nadal potrafiła rzucać bramki.
W 13. minucie wreszcie udało się wyjść Stali Gorzów na prowadzenie, a to za sprawą Adriana Turkowskiego, który trafił wtedy już po raz czwarty. Chwilę później podwyższył Oskar Serpina, choć było przy tym trochę szczęścia. Pierwszy strzał Mateusz Zimakowski obronił, a potem piłkę przejął Stanisław Gębala, podał do kapitana, który nie zdążył wrócić do obrony, a ten rzucił na 8:6.
Tak rezultat utrzymywał się przez kilka minut, a drużyny wymieniały ciosy. Gracze z Gdyni albo oddawali niecelne rzuty albo znakomicie spisywał się między słupkami Marciniak. Jego vis a vis też nieźle sobie radził, ale podopieczni Dariusza Molskiego popełniali również pojedyncze błędy. Na 7:8 dla Spójni trafił Paweł Ćwikliński. Wówczas jednak trener Stali dokonał małej roszady i w ataku pojawili się Dominik Droździk oraz Marcin Smolarek, którzy pięknie zagrali między sobą, a akcję wykończył Aleksander Kryszeń, który zbiegł do środka i dostał podanie w tempo. W końcówce było jeszcze kilka okazji, ale wiele z nich kończyło się niecelnymi rzutami. Ze skrzydła znakomicie trafił zaś Kryszeń i po 30 minutach mieliśmy wynik 13:10.
Drugą część Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów zaczęła od nieudanego ataku, straty bramki i kary Oskara Serpiny. Po dwóch minutach gospodarze mieli już tylko jedną bramkę przewagi, ale chwilę później wrócili na dobre tory i ponownie uciekli rywalom. Wówczas wpadła jednak kolejna kara, tym razem dla Dominika Droździka, z czym miejscowi nie chcieli się pogodzić. Po nieco ponad minucie szanse się wyrównały. Gra zdecydowanie przyspieszyła, a także odrobinę zaostrzyła. Zespoły wymieniały ciosy, ale wciąż prowadzili gorzowianie, grający bardziej rezerwowym składem.
Nie brakowało również nerwów. W 40. minucie w Turkowskiego agresywnie wszedł Robert Kamyszek. Miejscowi sygnalizowali uderzenie łokciem, co powinno skończyć się czerwoną kartką, ale sędziowie odgwizdali tylko dwuminutową karę. Przewaga ekipy Molskiego utrzymywała się. W 43. minucie, przy wyniku 20:16, trener Marcin Markuszewski poprosił o czas.
Drużyna z Gdyni zdecydowała się na ciekawe rozwiązanie, by spróbować odrobić straty. Wycofywali bramkarza, będąc w pełnym składzie, co oznaczało wzmocnioną siłę w ofensywie, ale też większe ryzyko utraty bramki. Spod własnego pola karnego rzucał Kryszeń, ale piłka przeleciała nad poprzeczką. Taka taktyka w pewnym stopniu się opłaciła, gdyż gdynianie zbliżyli się na dwie bramki, a po szybkim ataku doprowadzili do rezultatu 20:19. W tym momencie wrócił na boisko wyjściowy skład gorzowskiej ekipy, ale karę otrzymał Serpina, co nie ułatwiało obrony.
Tak nerwowych 10 ostatnich minut jeszcze w Gorzowie nie było. Karnego nie trafił Turkowski, nie udało się też dobić, ale źle z atakiem wyszli goście i po natychmiastowym podaniu celnie na 23:21 rzucił Droździk. W 54. minucie arbitrzy okazali się ponownie łaskawi. Tym razem dla Adama Lisiewicza, który zderzył się z próbującym ratować sytuację Cezarym Marcinakiem i otrzymał za to "jedynie" karę dwóch minut. Bramkarz Stali wybiegł w pole, by łapać zgubioną piłkę. Przy tej interwencji doszło jednak do urazu kolana i po raz pierwszy między słupkami pojawił się Krzysztof Nowicki. Chwilę później, mimo przewagi miejscowych, Borys Brukwicki wyrównał. Niestety, mnożyły się błędy w szeregach miejscowych. Końcówka była niezwykle emocjonująca. Każda bramka dla Stali wywoływała wielką euforię. Na pół minuty przed końcem było 25:24 i o przerwę poprosił Dariusz Molski. Jego zespół miał piłkę i rzut oddał Mateusz Stupiński. Atak skrzydłowego został jednak obroniony i z ofensywą wyszli przyjezdni. Po przewinieniu trener Markuszewski poprosił o czas, a do końca zostało 9 sekund. Ze skrzydła nie pomylił się zaś Ćwikliński i mecz zakończył się remisem 25:25.
Nie ma wątpliwości, że to był najciekawszy w tym sezonie mecz w gorzowskiej hali. Do zwycięstwa zabrakło niewiele, ale punkt z liderem i tak cieszy. Przed Kancelarią Andrysiak Stal Gorzów w tym roku jeszcze dwa mecze. 3 grudnia podejmą GKS Żukowo, a więc będzie to mały powrót do II-ligowych zmagań, a tydzień później na wyjeździe zmierzą się WKS-em Grunwald Poznań.
Po meczu powiedzieli:
Dariusz Molski (trener Kancelarii Andrysiak Stali Gorzów):Z widowiska na pewno jestem zadowolony. Mecz był przedni. Rzadko trafiają się takie spotkania na boiskach pierwszej ligi. Dużo fajnych akcji. Przy stanie 20:16 trochę przespaliśmy. Jak byśmy nie dali dojść przeciwnikowi albo coś dograli, bramka za bramkę, to byśmy dowieźli zwycięstwo do końca. Uważam, że byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Na pewno nie mogliśmy sobie poradzić, choć ćwiczyliśmy to, w sytuacji siedem na sześć. Jak w każdej innej sytuacji coś broniliśmy, tak w tej traciliśmy cały czas. Pomalutku do nas dochodzili i stąd zrobił się remis. Od dawien dawna mówię i powtarzam, że są tutaj zawodnicy, którzy nie są ozdobami na choince, tylko każdy wchodzi po to, żeby coś lepszego wnieść do gry. Krzysiek bardzo udanie zastąpił Cezarego i chwała mu za to. Myślę, że ten uraz nie jest poważny, taki tylko z uderzenia. Dziwi mnie jednak to, że zawodnik nie dostał czerwonej kartki. To był atak nogami i nawet w piłce nożnej jest to czerwona kartka bez dwóch zdań. A tutaj, gdzie nogami się nie gra, a było wejście... Zbulwersowała mnie ta sytuacja. Sędziowie podjęli taką decyzję i muszę ją przyznać. Jeszcze mamy dwa mecze. Będziemy sobie rozmawiać o tym wszystkim. Zobaczymy, jak zakończymy rok.
Marcin Markuszewski (trener Spójni Gdynia):Z przebiegu spotkania na pewno jestem zadowolony. Prawie całe spotkanie to my goniliśmy przeciwnika. Pierwsze 30 minut zagraliśmy bardzo słabo. Jak nie my. Szkoda tego czasu. Z jednego punktu trzeba być zadowolonym, bo po takiej pierwszej połowie wrócić do gry i jeszcze wydrzeć gospodarzowi punkt jest bardzo trudno. Gratulacje dla moich zawodników za walkę i drugie 30 minut. Zostawili kawał zdrowia na boisku, a jesteśmy w takim składzie, a nie innym. Mamy plagę kontuzji. Nawet zawodnicy z urazami grają i to od pierwszej do ostatniej minuty. Po długiej podróży trzeba się cieszyć, a nie narzekać. Zremisowaliśmy po dobrym spotkaniu, gdzie przeciwnik postawił nam trudne warunki.
Adrian Turkowski (prawy rozgrywający Stali Gorzów):Tak nerwowej końcówki jeszcze w Gorzowie nie było, ale to był lider rozgrywek, więc wiadomo było, że nie będzie to łatwy mecz dla nas, ale dla nich tak samo. Braliśmy pod uwagę to, że mogą wyjść siedmiu na sześciu., więc nie można powiedzieć, że nas zaskoczyli, ale straciliśmy głupie bramki. Niestety, trzy bramki z rzędu podcięły nam skrzydła.
Kamil Ringwelski (kołowy Spójni Gdynia):Jesteśmy liderem na papierze i tam, gdzie jedziemy, tam te zespoły nastawiają na nas. Staramy się temu przeciwstawić. W Gorzowie padł remis.
Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów - Spójnia Gdynia 25:25 (13:10)
Komentarze opinie