Po raz drugi gościliśmy na sztucznym boisku w Międzyrzeczu podczas spotkań towarzyskich i po raz drugi była to ekipa z wyższej klasy rozgrywkowej. Tym razem zagraliśmy z Orłem Międzyrzecz i wynik tego spotkania jest całkowitym odzwierciedleniem postawy zespołów na boisku. Remis w pełni zasłużony, a do bramek po raz kolejny trafiali pomocnicy. W 43 minucie dla Orła strzelił gorzowianin Damian Szałas, a dla Stilonu Sebastian Żłobiński strzałem z dystansu ustalił, jak się potem okazało wynik spotkania w 45 minucie.
Pierwsza połowa rozpoczęłą sięod przejęcia kontroli w środkowej części boiska. Tutaj zdecydowaną przewagę w pierwszej fazie meczu mieli piłkarze Orła, którzy jednak nie potrafili "przekuć" tego w zdobycz bramkową. W obronie u nas porządek trzymali stoperzy Robert Kozioła i Adam Więckowski, a po bokacach Bartek Starościak i od pierwszej minuty po raz pierwszy w spragingach Bartłomiej Hajdasz.
Agresywne krycie w okolicaach 30 metra było o tyle skuteczne, że Orzeł tego dnia nie prezentował skutecznej gry napastnikami i od początku spotkania widać było chęć zdobycia bramki strzałem z dystansu. Głośne wskazówki Mirka Dębca, który po raz kolejny wyszedł w pierwszej jedenstce skutecznie ustawiały szyk. Zabrakło jednak w naszym zespole tak często stosowanego w lidze "ofsajdu", bo więcej uwagi teraz piłkarze skupiają na kryciu indywidualnym.
Pierwszy atak na bramkę gospodarzy zainicjował i zakończył strzałem Artur Andruszczak co daje powody do zadowolenia, że piłkarz wciąż ma "ciąg" na bramkę przeciwnika. Kilkakrotnie w całym meczu Artur zapuszczał sie pod bramkę Orła, który trzeba przyznać obronę takze miał dobrze zorganizowaną. Tutaj defensywną dowodził Marek Kuźmińczuk, który radził sobie bardzo dobrze. Bramka dla Orła wpadła po dośrodkowaniu z rzutu wolnego z lewej części zza pola karnego. Precyzyjne dośrodkowanie na siódmy metr wykorzystał najlepiej Damian Szałas, który skutecznie uwolnił się od obrońców i skacząc najwyżej pozbawił Dębca stojącego w linii szans obrony. Bramka bardzo szybko zadziałała na Stilon mobilizująco i kontra po raz kolejny przeprowadzona po lewej stronie boiska, w którą zaangażowali się grajacy w środku pola Dawid Kaniewski (najczęściej faulowany w tym spotkaniu zawodnik) i dobrze dysponowany Grzegorz Bajko w środku stworzyli sytuację, w której bramka mogła paść przynajmniej dwukrotnie. Najpierw zakotłowało się na skraju pola karnego i gdy odbity strzał wyszedłw okolice 18 metra "dopadł" do niej Sebastian Żłobiński, który po profesorsku silnym, precyzyjnym strzałem pozbawił możliwości obrony Międzyrzeczan. Bramka do szatni i chwilę po wznowieniu gry sędzia zakończył pierwszą część.
Po przerwie pojawili się zmiennicy w obu ekipach. Szybkość gry obniżyła się, ale zaznaczyła się niewielka przewaga naszego zespołu. Widać było, że Orzeł nie mogąc znaleźć sposobu na naszą obronę rozpoczął grę z kontry uruchamiając bocznych pomocników. W naszym zespole na placu zameldował się po przerwie Cipiński i Rosołowicz. Niewiele pograli dzisiaj nasi napastnicy, bo nawet próby indywidualnych czasem "brazylijskich" zagrań były nieskuteczne. Brak akceptacji dla takich zagrań był słyszalny wokół boiska dość dobrze, bo obaj trenerzy (Tomasz Jeż i Dariusz Borowy) byli dziś wobec zawodników surowi. Dopiero pojawienie się Arcimowicza na boisku ożywiło ją na nowo, niestety tylko na chwilę. To właśnie ten zawodnik mógł zostać bohaterem dzisiejszego meczu. Doskonale ustawiony na siódmym metrze otrzymał piłkę z prawej strony i głową uderzył ją podręcznikowo. Bramkarz instynktownie jeszcze dotknął ją w locie i ta odbiła się od poprzeczki, a następnie o ziemię wychodząc w pole. Dopadł do niej wbiegający w pole karne Trachimowicz, który wpakował ją do siatki. Radość ze zdobytego gola trwała krótko, bo wg sędziego liniowego Trachimowicz był na pozycji spalonej. Dużo kontrowersji wśród kilkudziesięcioosobowej grupy kibiców wzbudziła ta decyzja, ale bramka ostatecznie uznana nie została.
Spotkanie zakończyło się remisem i należy uznać ten wynik za sprawiedliwy. IV-ligowy Stilon zagrał to co potrafi najlepiej czyli konsekwentnie do przodu. Chwilami wymiany piłek na pięciu metrach wyglądały naprawdę dobrze. Zdecydowanie widać było, że oba zespoły są w środku okresu przygotowawczego, choć nasi napastnicy częściej starali się wywalczyć sobie pozycję. Często gramy środkiem, aby uruchomić szybkich napastników, którzy na trzech metrach "robią różnicę" i potrafią podać na wolne pole jak było to w 56 minucie, gdy Kaniewski otrzymał podanie od Cipińskiego, który wywalczył sobie pozycję własnie szybkim rajdem. Widać, że boczni pomocnicy chętnie włączają się do akcji ofensywnych, bo zarówno Andruszczak jak i Sławiński byli częstymi gośćmi na szesnastym metrze bramki gospodarzy.
- Pozytywnie zaskoczył mnie na samym wejściu ustan murawy. W porównaniu z meczem sprzed tygodnia mieliśmy dzisiaj naprawdę warunki wzorcowe i można było zobaczyć fajny mecz. Cieszy mnie progres zespołu. Widać, ze praca chłopaków idzie w dobrym kierunku. Szkoda tylko, że przytrafiają się drobne urazy (niegroźne naciągnięcie mięśnia Radosława Somrani - dop. red.), bo wtedy trener miałby do dyspozycji wszystkich zawodników. Na szczęście mamy wyrównaną osiemnastkę, więc na boisku brak podstawowego gracza nie jest aż takim osłabieniem - podsumował dla nas Jacek Ziemecki.
Kolejny mecz towarzski za nami, a w najbliższy wtorek (14.02 - walentynki) o 15.30 zagramy w Witnicy z Czarnymi Browar prowadzonymi od jesieni przez Mariusza Niewiadomskiego.
Serdecznie zapraszamy wszyskich kibiców na to spotkanie.
Komentarze opinie