W przypadku gorzowskiego Stilonu można już mówić o kryzysie formy. Podopieczni Tomasza Jeża przegrali kolejny mecz rundy wiosennej, co spowodowało ich spadek na 4. pozycję w tabeli. Niebiesko-biali ulegli na własnym stadionie Foto-Higienie Gać 1:2. W dużym stopniu niestety też do naszej porażki przyczynił się sędzia tego spotkania, który do Gorzowa przyjechał z Zielonej Góry.
Po raz kolejny mieliśmy do czynienia z sytuacją z poprzednich meczów Stilonu. Rywal bez problemu zepchnął nas do obrony i spokojnie punktował. Już w 1. minucie w dobrej sytuacji znalazł się Paweł Synowiec, ale na szczęście trafił on tylko w słupek. Przy kolejnej groźniejszej akcji już jednak bramka padła. W 13. minucie uderzenie sprzed pola karnego oddał Paweł Przytuła, futbolówka odbiła się jeszcze od któregoś z obrońców Stilonu i wpadła do bramki obok zaskoczonego Dawida Dłoniaka. Niedługo po tym na strzał z narożnika pola karnego zdecydował się Marek Budny, ale tym razem golkiper niebiesko-białych stanął na wysokości zadania. Podopieczni Tomasza Jeża też próbowali stwarzać zagrożenie pod bramką strzeżoną przez Pawła Wolfingera. W 18. minucie głową tuż nad poprzeczką uderzył Patryk Bil, a dziesięć minut później w słupek z dobrej pozycji trafił Kordian Ziajka. Gola gorzowianie mogli zdobyć również w 40. minucie. Sprzed pola karnego uderzał Radosław Somrani, ale piłkę zdołał odbić golkiper przyjezdnych. Jeszcze w pierwszej połowie drugą żółtą kartką – w konsekwencji czerwoną – ukarany został Bil i gorzowianie musieli sobie radzić na boisku w dziesiątkę.
Po zmianie stron lekką przewagę zyskał Stilon. W 51. minucie sfaulowany w polu karnym przez bramkarza został Damian Szałas i gorzowianie mieli świetną okazję do wyrównania. Niestety z jedenastu metrów pomylił się Łukasz Maliszewski, który uderzył tuż nad poprzeczką. W 60. minucie spełniło się stare piłkarskie porzekadło, które mówi o tym, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Obrońcom Stilonu urwał się Radosław Florek, który następnie w sytuacji sam na sam nie dał szans Dłoniakowi. Po drugiej bramce dla Foto-Higieny gospodarze starali się atakować. Przyniosło to skutek w 73. minucie. Po wrzutce z prawej strony boiska zamieszanie w polu karnym wykorzystał Robert Kozioła, który wepchnął piłkę do bramki z najbliższej odległości. Goście za wszelką cenę starali się urwać cenne sekundy. W 86. minucie mogło być 2:2, ale po świetnej wrzutce tuż obok słupka głową uderzył Maciej Sędziak. Ostatnią okazję do wyrównania mieliśmy w doliczonym czasie gry. Po sporym zamieszaniu piłkę na głowę dostał Kozioła, ale kapitan Stilonu z praktycznie najbliższej odległości trafił w Marcina Mazura, który zmienił wcześniej kontuzjowanego Wolfingera. Mecz zakończył się ostatecznie wygraną gości.
W przyszłą sobotę Stilon pojedzie do Trzebnicy, gdzie zmierzy się z miejscową Polonią.
Tomasz Jeż (trener Stilonu): Kolejny raz okazało się, że strach ma wielkie oczy. Deklarowaliśmy wielką walkę a jest wielkie nie powiem co. To mnie bardzo martwi. Chciałem tego awansu. Jest w nas jakaś blokada. Popełniliśmy znów katastrofalne błędy w pierwszej połowie. Broni nie składamy, wiary w nas nie zabraknie, ale dziś jestem rozgoryczony. Nie potrafimy dać z siebie wszystkiego, tylko kalkulujemy. Biegamy jak zagubione dzieci, a mobilizujemy się dopiero jak stoimy pod ścianą.
Robert Kozioła (kapitan Stilonu): Sami nie wiemy, co się z nami dzieje. Nie jest tak, że nie przeżywamy tego. Wszystko siedzi w głowach. Mieliśmy jedne z lepszych przygotowań do rundy, nie brakuje nam sił. W dziesięciu potrafimy walczyć do końca. Brakuje koncentracji. Kibicom puszczają nerwy? Nie jest nam miło. Gramy o swoje marzenia i nie jest tak, że po nas to wszystko spływa. Te porażki siedzą w głowach.
Krystian Pikaus (trener Foto-Higieny): Wolałbym, żeby Stilon grał w jedenastu. Przed zejściem obrońcy za czerwoną kartkę mieliśmy trzy, cztery sytuacje. Później wyglądało to już gorzej, ale wygraliśmy zasłużenie.
Komentarze opinie