Stilon Gorzów jedynie zremisował z Dębem Przybyszów jeden do jednego, w ostatnim meczu rozgrywanym przy ulicy Olimpijskiej, w roku 2012. Gorzowianie osłabieni brakiem Macieja Sędziaka, Radosława Somraniego i Bartłomieja Starościaka wyszli na prowadzenie w 55 minucie po ładnej akcji Damiana Szałasa. Goście zaś wyrównali w 77 minucie za sprawą dwudziestodwuletniego Damiana Koppenhagena.
Mimo iż w kwestii utrzymywania się przy piłce od początku przeważał Stilon to na 1:0 wyjść mogli jako pierwsi przyjezdni. Po dosyć monotonnym początku w 19 minucie po stałym fragmencie gry blisko strzelenia gola był Adrian Krec, ale jego strzał z linii bramkowej został wybity przez Grzegorza Bajko. W 26 minucie z kolei na prowadzenie wyjść mogli Niebiesko-Biali. Andruszczak z prawego skrzydła zagrał prosto na głowę Posmyka, a ten posłał futbolówkę minimalnie obok słupka. W 30 minucie znowu było bardzo blisko trafienia. W sytuacji sam na sam z bramkarzem gości był Mateusz Trachimowicz, który jednak zamiast uderzać po ziemi zdecydował się na próbę przelobowania golkipera, co jednak uczynił fatalnie. Parę chwil później zaskoczyć bramkarza gości strzałem lewą nogą sprzed pola karnego próbował Andruszczak jednak Gawroniak był czujny i zdołał sparować piłkę do boku. Długo nie musieliśmy czekać, a Stilon miał kolejną stuprocentową sytuację. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Andruszczaka, głową na bramkę uderzał Trachimowicz jednak i tym razem bramkarz Dębu popisał się kolejną fantastyczną interwencją. Futbolówka niestety w trakcie tego spotkania nie chciała wpaść do bramki. Impas ten w 42 minucie próbował przełamać Timoszyk, jednak i jego strzał po składnej akcji Stilonu przeleciał tuż obok słupka. Pierwsza połowa spotkania zakończyła się ostatecznie bezbramkowym remisem, co w tym sezonie w Gorzowie jeszcze nie miało miejsca.
Podopieczni Tomasza Jeża wyraźnie zirytowani swoją nieskutecznością z pierwszej części spotkania w ciągu drugich 45 minut gry od razu ruszyli do ataków. Jeszcze uderzenie Kaniewskiego przeleciało tuż obok bramki. W 55 minucie już jednak mieliśmy 1:0 dla Stilonu. Świetną indywidualną akcję przeprowadził Damian Szałas, który wpadł w pole karne gości i uderzył w sam róg bramki. Później już mieliśmy tylko festiwal nieskuteczności w wykonaniu gorzowian, a głównym jego bohaterem (niestety, nie do końca pozytywnym) był Paweł Posmyk. W 65 minucie najskuteczniejszy strzelec Stilonu w sytuacji sam na sam z bramkarzem trafił w słupek. Parę chwil później mieliśmy powtórkę z rozrywki. Tym razem Posmyk trafił w...poprzeczkę! Mówi się, że do trzech razy sztuka. Niestety tym razem to się nie sprawdziło, bo już blisko 60 sekund później znowu mieliśmy bardzo podobną sytuację i tym razem pojedynek z napastnikiem Stilonu zdołał wygrać Gawroniak. Jakby tego było mało to w 77 minucie, po dośrodkowaniu w pole karne zagapił się jeden z obrońców Niebiesko-Białych, a piłkę przyjął Damian Koppenhagen, który pokonał praktycznie bezradnego Dłoniaka. Do końca już Dąb co logiczne postawił na obronę, pomimo tego jednak w końcówce mieliśmy dwie świetne sytuacje na zdobycie trzech punktów w tej batalii. W 88 minucie tuż obok bramki głową uderzał kapitan Stilonu – Robert Kozioła. Chwilę później z kolei piłkę meczową miał Paweł Posmyk. Niestety jego strzał głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego trafił w poprzeczkę.
Mecz tym samym zakończył się podziałem punktów. Był to pierwszy remis na stadionie przy ulicy Olimpijskiej w tym sezonie. No cóż, nie można przecież ciągle wygrywać. Okazję do rewanżu podopieczni Tomasza Jeża będą mieli za tydzień w meczu wyjazdowym z Arką Nowa Sól. Oczywiście jeżeli w ogóle to spotkanie dojdzie do skutku.
akcja zapomnieliscie napisac ze w ostatniej akcji to stilon mial farta :)
kolo nie Stilon zremisował ale Dębno zremisowało redaktorku !!!!