Przez wielu skazywani na porażkę, lecz pokazali charakter i choć wydawało się, że tracą kontrolę, ostatecznie wygrali ten mecz. Piłkarze ręczni AZS AWF Gorzów we własnej hali pokonali w sobotę Nielbę Wągrowiec 29:26.
Bohaterami pierwszych akcji byli Filip Kliszczyk i Krzysztof Misiaczyk, a po dwóch minutach na tablicy widniał wynik 3:0. Zawodnicy obu drużyn narzucili piekielnie szybkie tempo na początku spotkania. Goście próbowali natychmiast odpowiedzieć na bramkę naszego kapitana, ale fantastycznie spisywał się Luchien Zwiers. Premierowego gola dla swojej ekipy strzelił Andrzej Wasilek, niegdyś grający w gorzowskiej ekipie. Nielba marnowała sporo akcji w tych pierwszych minutach, ale spora w tym także zasługa naszej obrony. Jako pierwszy w meczu karę dwóch minut otrzymał Kamil Sadowski, jeden z lepszych strzelców Wągrowca. Gdy mijał czas odsiadywania kary swojego gola strzelił Tomasz Jagła, który nie miał ostatnio zbyt wielu okazji do występów. Po paru minutach odrobinę spuścili z tonu gospodarze i zaczęli popełniać błędy. Niedokładne podania przyczyniły się do tego, że Nielba odrobiła straty, a swój udział miał w tym najlepszy strzelec ligi Dawid Przysiek. Po tym meczu wyprzedził on w klasyfikacji Wojciecha Gumińskiego, pozostającego w cieniu Władimira Huziejewa. Białorusin niezwykle precyzyjnie rzucał z daleka, zarówno znad głowy, jak i z biodra. Z czasem obu zespołom zdarzało się łatwo tracić piłki. Bramkarz gości potrafił wyrzucić piłkę daleko do przodu i wtedy albo był chwyt i atak albo przechwytywali to gorzowianie. W 23. minucie spotkania trener Dariusz Molski poprosił o czas. Na tamtą chwilę było 11:8. Pod koniec pierwszej połowy na boisku w miejsce Adriana Konczewskiego pojawił się inny bramkarz ekipy Gennadiego Kamelina, mianowicie Marek Kubiszewski. Zawodnik bardzo wysoki i mający całkiem niezły refleks. W naszej drużynie Paweł Kiepulski zmieniał dysponowanego Zwiersa tylko na dwa rzuty karne. Po 30 minutach mieliśmy wynik 14:12 dla gorzowian. Dużo lepiej wychodziła nam gra w obronie, szczególnie w osłabieniu.
Drugą połowę zaczęliśmy fatalnie. Słaba celność zdecydowała o tym, że po chwili był już remis 14:14. Determinacja w drużynie gospodarzy była jednak tak wielka, że nie bali podjąć się wyzwania i powalczyć. Arkadiusz Bosy wykorzystał moment i wyszarpnął piłkę rywalowi, co po kilku faulach wykorzystał Huziejew. Udało się jednak odzyskać na jakiś czas trzypunktową przewagę. Najpierw karnego dla ,,Gumy wypracował Mateusz Krzyżanowski, by potem samemu podnieść wynik na 18:15. O ,,Luckym można się rozwodzić długo, bo gdyby nie on, zespół trenera Molskiego wypadłby naprawdę blado. To samo jednak można powiedzieć o graczach Nielby, których od utraty gola częściej niż ich bramkarz ratowały słupki, niemiłosiernie obijane przez AZS. Ważne okazywało się szybkie opanowanie w trudnej sytuacji. Piłka wypadła z rąk naszego zawodnika, odbijała się parokrotnie od innych, aż w końcu całe to zamieszanie wykorzystał ,,Kliszka i skierował piłkę do siatki. Na 10 i pół minuty przed końcem prowadziliśmy pięcioma bramkami. Nie można było być jednak pewnym zwycięstwa. Akademicy zaczęli się gubić, co wykorzystywał Wągrowiec. Gdy zostały 4 minuty gry, z boiska musiał zejść Huziejew, aby odbyć karę dwóch minut. Już w tym momencie byliśmy lekko podłamani i traciliśmy kolejne bramki, a przewaga topniała. Po karze Białorusina było 27:26. Na szczęście nie brakowało dobrych interwencji i jeszcze lepszych strzałów. Piłkę wyłuskał ,,Krzyżak, podał ją do Kliszczyka a ten po prostu musiał zdobyć gola. AZS mądrze rozegrał tą końcówkę, a serc przyjezdnych nie pokrzepił Przemysław Krajewski, nie trafiając ostatniego rzutu. Mecz zakończył się wynikiem 29:26.
Mecz zaczął się wspaniale dla nas. Długo utrzymywała się ta przewaga, a to głównie za sprawą holenderskiego bramkarza. Sporo nerwów kosztowała nas jednak końcówka, w której widocznie zabrakło Władimira Huziejewa, który rzucał fantastycznie z daleka i bardzo mocno powiększył swój dorobek. Nie obyło się bez ostrych starć. W takich ucierpieli Krzyżanowski i Kliszczyk. Na szczęście obaj grali dalej i w przypadku tego drugiego nic złego nie stało się z łokciem. O dużym szczęściu mogą mówić gracze Nielby, gdyż wiele razy myliliśmy się na tyle, by trafiać w poprzeczkę lub w słupki. Kolejny świetny mecz zagrał Dawid Przysiek, ale równie dobrze zaprezentował się Kamil Sadowski. Mało widoczni byli dzisiaj w naszej drużynie Robert Fogler i [bJakub Tomczak, chociaż ten pierwszy w paru znaczących akcjach wziął udział. Kibice nie mogli narzekać, bo widowisko było niesamowite. Wielu mogło zostać zachęconych takimi emocjami, a niewiarygodnym sukcesem była frekwencja, która sprawiła, że sporo osób siedziało na schodach lub stało. Spotkanie mogło się bardzo podobać i obyśmy oglądali takich więcej, szczególnie zakończonych zwycięstwem Gorzowa. Kolejny pojedynek czeka nas już za tydzień. 23 października zmierzymy się z Wisłą Płock na ich terenie. Być może podopieczni trenera Molskiego pokuszą się o sprawienie niespodzianki.
Komentarze opinie