Lubuscy PG-owcy zatrzymali oszusta, który obiecywał, że wyleczy każdą postać raka, a w rzeczywistości oszukiwał ludzi, wyłudzając od nich ogromne sumy i narażając na utratę życia lub zdrowia.
ANTYRA i DERAX - tak nazywały się specyfiki, które śmiertelnie chorym sprzedawał zatrzymany oszust.
Policjanci z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą KWP w Gorzowie Wlkp. zatrzymali w Warszawie Zygmunta B. 52-letniego oszusta bazującego na ludzkiej krzywdzie, bezradności i determinacji w walce o życie bliskich. Zygmunt B. obiecywał, że wyleczy każdą postać raka, nawet jeśli choroba jest w bardzo zaawansowanym stadium. Pacjentów przyjmował w Prywatnym Ośrodku Badawczym Organicznych Substancji Leczniczych i Zwalczania Chorób Nowotworowych. Na jego wizytówkach widniał tytuł NAN ARBRAT, poza tym sam sobie nadał tytuł biochemika. Swoje specyfiki reklamował w ulotkach oraz w ogólnopolskich gazetach.
Ulotki były roznoszone po szpitalach onkologicznych przez jego pracownice. Swoim pacjentom podawał głównie dwa preparaty w formie płynu Antyrę i Derax. Polecał przyjmować te leki trzy razy dziennie przez trzy miesiące. Sugerował, że w tym czasie należy odstawić inne leki i inne konwencjonalne metody leczenia. Dzienna kuracja kosztowała u cudotwórcy ok. 1000 zł, co w sumie daje niebotyczną kwotę ok. 90 tys. złotych za całą kurację.
W rzeczywistości NAN ARBRAT ma wykształcenie średnie, jest budowlańcem. Nigdy nie miał nic wspólnego z medycyną, jego Prywatny Ośrodek Badawczy to fikcja, to dwa wynajęte pokoje, w których spotykał się z szukającymi nadziei ludźmi, 3 magazyny i pseudolaboratoria w Warszawie. Tam w urągających podstawowym zasadom higieny warunkach przygotowywał swoje specyfiki. Do prowadzenia działalności i praktyki lekarskiej nie ma i nigdy nie miał żadnych uprawnień. Eksperci z Akademii Medycznej po zbadaniu preparatu stwierdzili, że nie ma on żadnych właściwości leczniczych, że mógł go wyprodukować każdy, wykorzystując do tego kilka produktów kupionych w każdym hipermarkecie. Składnikami preparatu były m.in. kwas mlekowy, kwas chlebowy i w ogromnych ilościach czosnek.
Leczenie owym specyfikiem było bardzo drogie, dlatego też ludzie wydawali na nie wszystkie swoje oszczędności, zapożyczali się u rodzin, sprzedawali kosztowności, a czasem nawet mieszkania, by uratować najbliższych. W trakcie przeszukań policjanci natknęli się na pisemne prośby o obniżenie kosztów leczenie ze względu na to, że leczenie u Zygmunta B. pochłonęło już ich wszystkie pieniądze, a chcą nadal walczyć o życie bliskich. film/real audio/ plik wideo
Z materiału dowodowego zgromadzonego przez lubuskich policjantów wynika, że przestępca oszukał bardzo wielu ludzi. Działał od 7 lat. W każdym tygodniu spotykał się z 2-3 osobami. W zlikwidowanych pseudolaboratoriach policjanci zabezpieczyli ponad 1.700 butli o pojemności od 25 do 50 litrów specyfiku, co daje wyobrażenie o skali przestępczego procederu. PG-owcy docierają do rodzin osób, które leczyły się u oszusta.. Większość z nich nie żyje. Policjanci przesłuchają w tej sprawie jeszcze bardzo wiele osób, świadków i pokrzywdzonych, jednak głównym priorytetem lubuskich policjantów było jak najszybsze przerwanie przestępczej działalności Zygmunta B., żeby nie szkodził on dalej ludziom i żeby jak najszybciej zaprzestali oni przyjmowania podejrzanego specyfiku i trafili do prawdziwych lekarzy.
Zygmuntowi B. przestawiono zarzut oszustwa, narażenia na niebezpieczeństwo życia lub zdrowia człowieka , a także z Ustawy o zawodzie lekarza zarzut prowadzenia praktyki lekarskiej bez uprawnień. Policjanci zatrzymali także dwie pracownice Zygmunta B. oraz żonę oszusta Urszulę B. Jej zarzucono działanie wspólnie i w porozumieniu z podejrzanym.
Całość postępowania nadzoruję Wydział VI Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wlkp.
Komentarze opinie