Znów minimalna przegrana AZS PWSZ Gorzów po świetnej walce z Wisłą Kraków (relacja)
egorzow.pl - Marcin
05/03/2014 19:36
Po raz kolejny w hali PWSZ przy ul. Chopina emocji nie zabrakło, ale za to znowu niewiele zabrakło do zwycięstwa. Koszykarki KSSSE AZS PWSZ Gorzów po fantastycznym meczu przegrały 73:75 z Wisłą Can Pack Kraków, a katem Akademiczek okazała się Allie Quigley.
Wydawało się, że źle zaczęły to spotkanie gorzowianki. Przy ich nieskuteczności nie myliły się przyjezdne, ale po chwili to gospodynie wyszły na chwilowe prowadzenie. Zespoły na dobre weszły w mecz po dwóch minutach. Zaczęła funkcjonować defensywa AZS-u, lecz wciąż brakowało trochę celności i po pięciu minutach Wisła prowadziła 12:7, a najbardziej przyczyniła się do tego Allie Quigley. W końcu zaczęły się zmiany. Agnieszka Szott-Hejmej na wejście sfaulowała. Lepiej zaczęła Magdalnea Losi, zdobywając trzy punkty. Po chwili dwa dorzuciła Zoll i było 12:12. Tempo wyraźnie wzrosło i obie ekipy na kontrę odpowiadały kontrą. Podopieczne Dariusza Maciejewskiego mogły prowadzić, ale kilka razy straciły piłkę po złym podaniu. Ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się remisem, choć w samej końcówce długim podaniem rozpoczęła Taber Spani, a Beata Jaworska nie wykorzystała sytuacja sam na sam z koszem.
Od początku drugiej części gry pojedynek był wyrównany. Tym razem to Wiślaczki miały problemy ze skutecznością, dzięki czemu Akademiczki wciąż były w kontakcie, a nawet prowadziły. Interweniować musiał trener Stefan Svitek. Już na tym etapie widać było różnicę jeśli chodzi o skład obu zespołów. Miejscowe grały siódemką zawodniczek, a w tym czasie krakowianki prezentowały już prawie dwie inne piątki. Nadzieją gorzowianek pozostawał szybki atak i ten element starały się wykorzystywać. O kolejną przerwę poprosił Svitek po niespełna pięciu minutach drugiej kwarty. Choć Później goście dobrze spisywali się jednak z linii rzutów wolnych, ale także poprawili ogólną skuteczność, co w połączeniu z dobrą dyspozycją Quigley dawało im minimalną przewagę. Na pierwszy plan w drużynie "Białej Gwiazdy" w tych 10 minutach wysunęła się Danielle McCray.
Trzecia partia to pokaz nieskuteczności obu zespołów. Złośliwie można powiedzieć, że przynajmniej statystyki wciąż były porównywalne. Akademiczki cały czas pozostawały w kontakcie z Wisłą, choć trzeba było już ryzykować dla oszczędzenia sił. Katarzyna Jaworska dała trochę odpocząć Chineze Nwagbo. Dostrzec można było u gorzowianek pogorszenie skuteczności rzutów. "Biała Gwiazda" wyglądała minimalnie lepiej pod tym kątem, a do tego notowała zbiórki w ofensywie. Mimo tych przeciwności AZS zanotował znakomitą końcówkę. Po 30 minutach 55:58 i ponownie wszystko rozstrzygało się w ostatniej kwarcie.
Emocje czuć było w powietrzu, a oba zespoły biły się jak równy z równym. Widać było jednak zmęczenie w ekipie gospodarzy, ale gorzowianki nie odstępowały Wisły na krok. Rezerwowa krakowianek Cristina Ouvina dawała się jednak mocno we znaki. Minimalne prowadzenie przyjezdnych to głównie jej zasługa. Im bliżej końca tym tempo było większe. Akademiczki wciąż próbowały gonić, ale skutecznie odpowiadała na ich ataki Quigley. Na dwie minuty przed końcem wynik 65:72 nie wróżył sukcesu gospodyniom. Przede wszystkim przestały one trafiać z dystansu, ale kilka dobrych wejść pod kosz wystarczyło, by na minutę przed końcem tracić zaledwie trzy "oczka" do Wiślaczek. Miejscowe w przeciągu całego meczu popełniały dużo fauli, co ostatecznie skończyło się wykluczeniem Izabeli Piekarskiej. Jeden z rzutów po przewinieniu "Kruszyny" wykorzystała Quigley. Długo zwlekaly z atakiem koszykarki z Polkowic, a gdy w końcu zdecydowały się na podanie piłkę przejęła Sharnee Zoll, która pobiegła pod kosz rywalek, poczekała, oddała piłkę do Katarzyny Dźwigalskiej, a ta rzutem za trzy doprowadziła do remisu na trzy sekundy przed końcem! Po chwili rzuty po faulu naszej kapitan wykorzystała Quigley. Zarówno przed, jak i po nich o czas poprosił Dariusz Maciejewski. Zaczęły się koszykarskie szachy. Po wznowieniu za trzy rzucała Spani, ale piłka nie trafiła do kosza i AZS znów musiał przełknąć gorycz porażki.
Nie ulega wątpliwościom, że zawodniczką meczu była Allie Quigley. Rzucającej wychodziło niemal wszystko, a do tego często miała zbyt wiele miejsca i był to jedyny zarzut trenera Maciejewskiego. - Mam pewne pretensje do osób, które broniły Quigley. Powinniśmy jej bardziej utrudnić zadanie, grając nawet na granicy przewinienia. Grałyśmy za miękko i miała zbyt łatwe pozycje - przyznał szkoleniowiec AZS PWSZ. Rzucająca Wisły grała tak dobrze, że trafiła nawet ten rzut, którego trafić nie miała. Mowa oczywiście o samej końcówce. Gdyby nie to przyjezdne już mogłyby cieszyć się z wygranej, a tak jeszcze musiały przeżyć stres związany z rzutem Spani.
Teraz gorzowianki muszą nie tylko walczyć, ale i wygrywać w pozostałych trzech meczach. Już za tydzień, 8 marca, zaległy pojedynek z KING Wilki Morskie Szczecin.
Komentarze opinie