Tylko na początku KSSSE AZS PWSZ Gorzów prowadził w pojedynku z MKS Polkowice. Potem inicjatywę przejęli goście, którzy wytrzymali wojnę nerwów w końcówce i ostatecznie wygrali w hali PWSZ 67:62.
Polkowiczanki mocno zaczęły, bo już w 10 sekundzie rzut z dystansu wykonała Angelika Stankiewicz. Nie był jednak dokładny. Zupełnie nieudanie odpowiedziały gorzowianki, gdy Katarzyna Dźwigalska nieml natychmiast trafiła w ręce rywalek. Druga akcja gospodyń zakończyła się już powodzeniem, z kolei goście zapunktowali w trzeciej minucie rywalizacji za sprawą Nikki Green, a chwilę później wyrównała i wyprowadziła na prowadzenie 5:4 Agnieszka Skobel. Po dość kontrowersyjnej decyzji sędziego o faulu w ataku ofensywa Akademiczek załamała się, a MKS korzystał z pięciu przewinień miejscowych, uzbieranych w zaledwie trzy minuty, punktując z rzutów osobistych. Gorzowianki miały kilka okazji z szybkiego ataku, jednak ich nie wykorzystały. Przez blisko trzy minuty podopieczne Dariusza Maciejewskiego nie punktowały, a impas przerwała dopiero Magdalena Szajtauer. Polkowiczanki utrzymały jednak przewagę i po 10 minutach wynik brzmiał 13:18.
Pierwsze dwie minuty kolejnej części gry dobrze zagrały przyjezdne, powiększając dystans punktowy do dziesięciu "oczek". Trener AZS PWSZ od razu zareagował i zaprosił swoje zawodniczki na rozmowę. Wkrótce po tym oba zespoły nieco się rozpędziły, co chwilę punktując. Było to jednak typowe granie cios za cios, więc strata gorzowianek nie malała. Wciąż z gry skuteczniejsze były polkowiczanki, które miały 42 procent celności, a Akademiczki zaledwie 27 procent. Sporo niedokładności było też w podaniach, szczególnie do Kelley Cain. Amerykanka była dobrze kryta, dlatego podania górą często były przechwytywane, a dołem przecinane. W pewnym momencie dobrze zaczęła jednak funkcjonować obrona miejscowych, a ekipa gości zanotowała sporo fauli, po których zespół z Gorzowa wykorzystywał rzuty osobiste. Tym sposobem udało się doprowadzić do wyniku 30:32, a statystyki nieco się wyrównały. Ostatecznie na przerwę drużyny schodziły z rezultatem 30:37 po kapitalnym rzucie za trzy Agaty Nowackiej, znanej bardziej pod nazwiskiem Gajda.
Punktowanie w trzeciej kwarcie rozpoczęła Cain, której coraz lepiej szło wychodzenie spod krycia, co od razu znalazło odzwierciedlenie w dorobku. Jej spory udział w zbiórkach miał także ogromne znaczenie. Odrabianie strat szło jednak opornie, gdyż MKS nie spuszczał z tonu, tym bardziej, że świetnie z dystansu rzucała Skobel. Podobnie próbowała robić Katarzyna Dźwigalska, ale sukces był połowiczny. Po raz kolejny Akademiczki przez kilka minut nie zdobyły żadnego punktu, tym razem przez pięć, a to przez proste błędy i przewagę fizyczną gości. Dzięki temu ekipa Czeczuro nadal prowadziła. Dopiero w końcówce zapunktowały Szajtaeur i Cain, jednak rywalki nie pozostały dłużne. Co ciekawe, na 25 sekund przed końcem tej partii na parkiecie po raz pierwszy w tym meczu pojawiła się Monika Naczk, która nie zagrała ani sekundy w starciu z Widzewem Łódź. Po 30 minutach gorzowianki przegrywały 45:54.
Przez ponad dwie minuty ostatniej odsłony pojedynku zachowane było status quo. Trener MKS-u poprosił o czas po błędzie 24 sekund swojego zespołu, który nie pozwalał AZS-owi zbytnio się zbliżyć. Czas mijał na równej walce obu drużyn: nieskuteczna akcja za nieskuteczną akcję i punkt za punkt. Dużo lepiej wyglądała jednak ekipa przyjezdnych, podczas gdy gorzowianki denerwowały się, notowały straty, a w przypadkowych sytuacjach piłka wręcz wyślizgiwała się z rąk. Na minutę przed końcem przewaga gości wynosiła trzy punkty. Nadzieję dwoma trafieniami za trzy dała dawno nie punktująca Cassandra Brown. Przyjezdne się myliły i miejscowe miały szansę, by przechylić szalę na swoją stronę. Nie udało się jednak tego wykorzystać, a w obronie sfaulowano Corin Adams, która wykorzystała rzuty osobiste. Trener Maciejewski poprosił o przerwę na żądanie na 20 sekund przed końcem. Akademiczki przyspieszyły, ale na nic to się zdało, gdyż Greene nałożyła czapkę na wchodzącą pod kosz i rzucającą Angel Goodrich i mecz zakończył się wynikiem 62:67.
Tym samym KSSSE AZS PWSZ Gorzów na dobre pogrzebał swoje szanse na play-off i skupia się już tylko i wyłącznie na dolnej części tabeli. Tymczasem MKS Polkowice może spokojnie włączyć się w walkę o medale. Kolejny mecz gorzowskie Akademiczki rozegrają 15 marca we Wrocławiu z tamtejszą Ślęzą. Będzie to dla nich przedostatni mecz fazy zasadniczej, w której pozostało im jeszcze starcie w Toruniu.
Po meczu powiedzieli:
Dariusz Maciejewski (trener KSSSE AZS PWSZ Gorzów):Gratuluję zespołowi z Polkowic, bo pchał w tej końcówce i przepchał to zwycięstwo. W przekroju całego meczu byli lepszym zespołem. Musimy walczyć i wyznaczyć sobie bardzo ambitne celi. Po obejrzeniu meczu z Gdyni, gdzie zespół z Polkowic rzucił 90 punktów na wyjeździe, postawiliśmy sobie ambitny cel: wygrać zbiórkę i wybronić drużynę poniżej 70 "oczek". Wtedy była szansa wygrać przy dobrym dniu w ataku. Te dwie rzeczy spełniliśmy w defensywie. W ataku trzeba mieć jednak wykonawców, a mamy z tym problem. Nie możemy przekroczyć 70 punktów. Mimo 62 "oczek" była jeszcze szansa na to. Mieliśmy dwa razy piłkę przy jednym punkcie przewagi, ale nie udało nam się nic zrobić. Trzeba mierzyć siły na zamiary. To, żeśmy zagrali tak dobre spotkanie, zwiastuje, że będziemy lepsi w play-outach. Koncentrujemy się tylko na tym. A zespołowi z Polkowic życzę co najmniej medalu, bo po zeszłym sezonie jest szansa. Ta drużyna jest wyrównana. Jak patrzę na inne zespoły, to mając takie dwie Polki, gdzie rzadko się zdarza, by polskie zawodniczki grały na pozycji 2-3, to Skobel i Stankiewicz pokazują, że są waleczne, bardzo odważne i trochę "crazy", ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa, po prostu są przeambitne. Myślę, że polska reprezentacja będzie miała z nich pożytek. Fajnie, że grają. Wracając do walki o medale, to myślę, że jest dobrze zbilansowany zespół z dobrymi Polkami. Jak jeszcze wróci Majewska czy Kaczmarska, to na pewno będą jedną z tych drużyn, która może trafić do finału. Wisła nie jest tak silna jak zawsze i myślę, że każdy z tych siedmiu pierwszych zespołów może walczyć o złoty medal. Dawno nie zdarzyła się tak ciekawa liga. Pozostałe pięć zespołów ma zupełnie inne plany My musimy koncentrować się na tym, co dzieje się na dole i najważniejsze mecze będą przed nami.
Vadim Czeczuro (trener MKS Polkowice):Wiedziałem, że tutaj jest bardzo trudny teren i wiedziałem, że Gorzów cały czas gra, od pierwszej do ostatniej minuty. Uczulałem na to dziewczyny. Tak dokładnie było. Zagraliśmy troszeczkę zbyt indywidualnie, ale patrząc po statystykach, że Gorzów ma piętnaście asyst, a my osiem, to mówi samo za siebie. Graliśmy bardzo szybko, choć miało być zupełnie inaczej plus nasze niedokładne nasze detale: zasłony, otwieranie się, przenoszenie piłki z jednej strony na drugą. Nie funkcjonowało to tak, jak należy. Najważniejsze było to, że przegraliśmy zbiórkę. Dziewczyny z Gorzowa walczyły bardzo fajnie. Należą im się gratulacje. Chciałbym też pogratulować swoim dziewczynom, że ustaliśmy ten mecz do końca i wygraliśmy. To była super walka. Utrzymaliśmy nerwy na wodzy.
Beata Jaworska (KSSSE AZS PWSZ Gorzów):Od początku spotkania walczyłyśmy jak równy z równym. Myślę, że gdybyśmy wyeliminowały proste błędy i straty, to ten mecz potoczył się inaczej i miałybyśmy szansę na wygraną. Pozostało nam jeszcze trochę pojedynków. Na pewno będziemy się przygotowywać i walczyć. Postaramy się nikogo nie zawieść, a przede wszystkim siebie.
Nikkie Greene (MKS Polkowice):Gorzów zagrał naprawdę bardzo agresywnie. Cieszymy się ze zwycięstwa.
Komentarze opinie