Koszykarki KSSSE AZS PWSZ Gorzów szybko zakończyły sezon 2012/2013. Wszystko przez zawirowania z terminarzem rozgrywek, wycofywanie drużyn, a ostatecznie przegraną 3:0 w ćwierćfinale z Wisłą CanPack Kraków. Dla Akademiczek nadszedł czas podsumowania, którego w wywiadzie dokonaliśmy z trenerem Dariuszem Maciejewskim. Oto pierwsza część rozmowy ze szkoleniowcem.
Marcin Malinowski: Panie Trenerze, na początek chciałbym krótko i ogólnikowo podsumować rozgrywki w wykonaniu pierwszego zespołu. Czy możemy powiedzieć, że ten trudny dla nas sezon był udany?
Dariusz Maciejewski: Na pewno udany. Myślę, że cel, który żeśmy sobie postawili, czyli szóste miejsce, był ambitny. Tym bardziej, że znaliśmy trudną sytuację klubu, a nie znaliśmy sytuacji, jaka będzie w lidze. Najważniejsze, że pokazaliśmy, iż mimo trudności możemy fajnie pograć.
Przejdźmy do szczegółów. Rywalizowaliśmy z zespołami różnej klasy i generalnie wyszło tak, że przeciwnicy wyżej notowani z nami wygrywali, a z tymi, którzy uplasowali się niżej w tabeli to my zwyciężaliśmy. Czy przed sezonem zakładaliśmy taki obrót spraw? Raczej nie. Sytuacja ligi była nieprzewidywalna. Rozgrywki były bardzo trudne i dziwne. Liga przechodzi okres przejściowy, gdyż wraca pod system PZKosz. Poza tym, mieliśmy duże przerwy. Czasami nie graliśmy przez trzy tygodnie, co kiedyś nam się nie zdarzało, bo najczęściej graliśmy co trzy dni. Tydzień bez meczu to już było święto. To na pewno miało duży wpływ na ligę, która była bardzo podzielona i teraz w układzie play-off widać, że te 4-5 zespołów było poza naszym zasięgiem. Tylko Pruszków nie trafił z formą na decydującą fazę. U pozostałych widać, że są drużynami wyrównanymi, bo kolejne spotkania są meczami walki. Odstają ponad poziom i bardzo trudno było coś z nimi ugrać.
Porozmawiajmy właśnie o tych zespołach, jak Wisła CanPack Kraków, CCC Polkowice, Energa Toruń, a także o sensacji obecnych rozgrywek, Artego Bydgoszcz. Z tymi zespołami przegrywaliśmy, ale czy mimo wszystko można odnieść się do tych pojedynków pozytywnie? Dają one nadzieję na przyszłość? Mieliśmy bardzo różne mecze z tymi przeciwnikami. Niektóre będziemy pamiętać bardzo długo z tego względu, że dostaliśmy srogą lekcję. Niektóre natomiast były dla nas bardzo optymistyczne. Trzeba pamiętać o jednych i o drugich, koncentrować się na swoich błędach i patrzeć optymistycznie w przyszłość. Mamy się czym pochwalić w tym trudnym sezonie.
Zarówno w fazie zasadniczej, jak i w play-off z tak naprawdę niewiele brakowało, by wygrywać z teoretycznie lepszymi rywalami, np. Wisłą Kraków. Szczególnie jeśli chodzi o mecze u siebie. Najczęściej decydowały końcówki spotkań. Z czego to wynikało? Szerszy skład. Zawsze w meczach, gdzie mieliśmy szansę powalczenia to jedna czy dwie zawodniczki w samej końcówce nie grały z powodu przewinień. Zmiany były jakościowo słabsze, bo jest różnica między piątką starszych zawodniczek, a tą młodzieżą, która ma na pewno szanse w perspektywie najbliższych lat. Na dzień dzisiejszy jednak zdecydowanie odstaje. Zejście choćby jednej zawodniczki za pięć fauli było dużym utrudnieniem dla nas.
Teraz kilka słów o składzie. Konkretna ocena poszczególnych zawodniczek naszej drużyny. Kto na plus, a kto na minus? Bardzo trudno ocenić jednoznacznie. Były duże rotacje. Ariana Moorer zrobiła swoje. W momencie, kiedy Kasia Dźwigalska dochodziła do pełnej sprawności po urodzeniu dziecka to była graczem, która nam pomogła w meczach z dołem tabeli. Sybil Dosty to na pewno gracz, który ma duże możliwości i ogromnie wzmocniła nas na tablicach. Mogła zagrać lepiej, ale można być z niej zadowolonym. Najjaśniejszym punktem zespołu i zawodniczek amerykańskich była Chinny (Nwagbo - dop. red.). Kilka bardzo dobrych meczów, kilkanaście dobrych, bardzo mało tych słabych. Z pewnością lider zespołu. Jeśli chodzi o polskie zawodniczki to wiadomo, że skoro mieliśmy krótszą ławkę to przeciwnik wiedział, na kim się koncentrować. Bardzo trudne życie miała w tych rozgrywkach Agnieszka Skobel, ale mimo wszystko oceniam ją pozytywnie. Miała kilka dobrych meczów, ale jest też świadoma i z niektórych nie była zadowolona. Agnieszka Makowska wykazała się dużą walecznością, odwagą w podejmowaniu decyzji. Skuteczność na początku sezonu była jej słabszą stroną, ale później weszła na wyższy poziom. Aczkolwiek w niektórych meczach brakowało jej w końcówce, bo siedziała na ławce za pięć fauli, a więc była zbyt impulsywna. Był to jednak mocny punkt drużyny. Kasia Dźwigalska dochodziła mozolnie do siebie. Z meczu na mecz, z treningu na trening widać było, że jest coraz lepszą zawodniczką, czyli taką, jaką ją zapamiętaliśmy. Na pewno potrzeba jej dobrego treningu. Pracuje ze mną już 10 lat i opuściła może jeden trening, a rok czasu, który poświęciła na urodzenie dziecka, na pewno odbił się na jej dyspozycji. Młodzież trzeba ocenić pozytywnie. Zabrakło wisienki na torcie w rozgrywkach młodzieżowych. Gdyby zdobyły medal to można by je ocenić na piątkę. Tak tylko czwórka. One są tą częścią klubu, która daje nam dużo optymizmu. Mamy świadomość, że czeka je jeszcze dużo pracy. Potrzeba im ogrania i siły fizycznej. Pracujemy nad tym. To nasza przyszłość.
Wracając do Amerykanek. W trakcie sezonu pożegnaliśmy się z Arianą Moorer i Sybil Dosty. Co dokładnie było tego powodem? Ariana była zakontraktowana tylko dlatego, że była świadomość, iż Kasia Dźwigalska do grudnia nie dojdzie do dyspozycji, którą gwarantowałaby pierwsza rozgrywająca. Stąd był pomysł na młodą dziewczynę, bezpośrednio po studiach. Ona swoje zadanie wypełniła, po czym ze względów oszczędnościowych rozwiązano z nią kontrakt. Sybil Dosty zrobiła swoje. Później miała trudną sytuację w rodzinie i poprosiła nas o to, żeby wrócić do kraju. Pozwoliliśmy na to. Byliśmy świadomi, że nawet z Sybil przejście Wisły graniczyło z cudem. Może udałoby się urwać jeden pojedynczy mecz, ale w play-off do trzech zwycięstw jest niemożliwe, by pokonać taki zespół. Rozwiązanie kontraktu było wygodne dla klubu pod względem finansowym.
Kolejne pytanie. Co prawda wciąż są w grze i to pod opieką trenerów Roberta Pieczyraka i Radosława Duchnowskiego, ale Pan z pewnością podgląda ich poczynania, by dać im szansę również w pierwszym zespole. Podsumujmy więc krótko występy drużyn młodzieżowych. Na początek rezerwy AZS PWSZ. W II lidze nasze rezerwy zakończyły rozgrywki na drugim miejscu. Zawsze mieliśmy drugi zespół. Kiedyś w I, teraz w II lidze. Cel jest zawsze ten sam, a więc ogrywanie naszej młodzieży i dawanie im minut gry ze starszymi zawodniczkami z innych drużyn. II liga w pełni się sprawdziła. Jestem zadowolony. Nawet nie liczyłem, że zagrają tak dobrze i zajmą drugie miejsce.
Teraz juniorski starsze. Jak już wcześniej wspomnieliśmy niewiele brakowało do awansu do finału i walki o medale. My zawsze jesteśmy bardzo ambitnym zespołem. Stawiamy sobie wysokie cele. W klubie nie zadowalamy się dojściem do finału. Staramy się myśleć, że wejście do ostatniego etapu, do walki o medale to plan minimum. Zawodniczki muszą się przyzwyczajać, że w tym klubie trzeba grać o najwyższe cele. W kategoriach młodzieżowych mamy wspaniałe tradycje, bardzo dużo medali. Zawsze na tym etapie ktoś się wyróżnił i później gra nawet na poziomie Euroligi czy reprezentacji Polski.
Następne w kolejności są juniorki. W dniach 3-7 kwietnia w Gorzowie odbędą się półfinały Mistrzostw Polski w tej kategorii. Wśród sześciu zespołów jest oczywiście AZS PWSZ Gorzów. Nawiązując do poprzedniej wypowiedzi to awans do finału jest celem minimum? Nie znam poziomu juniorek w innych klubach. Znam nasze dziewczyny, bo większość z nich trenuje obecnie z pierwszym zespołem. Mam świadomość, że one na swoim poziomie umieją bardzo dużo. Wszystko w ich rękach i głowach. Mam nadzieję, że przebrną ten etap, aczkolwiek z sześciu drużyn tylko dwie awansują do finału. Będzie trudno, ale atut własnego boiska, poczucie własnej wartości i dobrze przepracowanego sezonu powinno być ich największym atutem.
Kilka słów o kadetkach i młodziczkach? W tej chwili bardzo mocno pracujemy nad udoskonaleniem piramidy szkoleniowej. Jest to intensywna praca, by to wszystko, co jest na dole, przekształcić w jakość. Poszukujemy nowych metod treningowych, środków, rozszerzenia szkolenia w Gorzowie i innych miejscowościach. To jest melodia przyszłości, ale będziemy mieli z nich pociechę. Młodziczki grają jeszcze swoje mecze. Wyszliśmy z grupy i będziemy trzymać za nie kciuki dalej. Kadetkom w tym roku się nie udało, ale wyciągniemy z tego wnioski.
W drugiej części rozmowy zajmiemy się programem „Nauka, Sport, Przyszłość”, którego koordynatorem jest Dariusz Maciejewski. Porozmawiamy także o przyszłości gorzowskiej i polskie koszykówki kobiet oraz o tym, kto okaże się najlepszy w Ford Germaz Ekstraklasie w sezonie 2012/13.
Wspomniał Pan o melodii przyszłości. Z pewnością możemy powiedzieć tak o ponad 300 dziewczynkach, zrzeszonych w programie "Nauka, Sport, Przyszłość". Jakie nadzieje związane są z tym programem i jaki będzie dalszy rozwój tej inicjatywy? Rozwija się to bardzo dobrze. Wszystkie ośrodki w pełni rozumieją inicjatywę. Bardzo duże zaangażowanie władz, dzieci, rodziców i nauczycieli. Te eventy, który robimy raz na kwartał, pokazują, że idziemy w dobrym kierunku. Ja w tej chwili objeżdżam wszystkie szkółki i patrzę, co jest dobre, a co złe, co trzeba poprawić. Dużo teraz pracy organizacyjnej, u podstaw, by ujednolicić program, ulepszyć go. Tylko wzorowe szkolenie mnie interesuje. Musimy to przerobić w jakość i mieć pomysł na dalsze szkolenie. Wybiegamy kilka lat w przód. W niektórych miejscowościach jest ogromny "boom" na koszykówkę. Teraz otwieramy nową szkółkę w Zbąszyniu, a więc już w Wielkopolsce. Na pierwsze spotkanie jest już zapisane 85 dzieci i trzeba myśleć o selekcji. Nie stać nas na to, by w danej miejscowości mieć kilka grup.
Ile obecnie jest ośrodków? Obecnie jest 14 grup w 11 ośrodkach, w dwóch województwach. Teraz, jak już wspomniałem, wchodzimy do Wielkopolski (Zbąszyń). Zgłaszają się następne miejscowości. W tej chwili jednak nie obiecujemy niczego nowego. Dogramy to, co zaczęliśmy i będziemy się starać, żeby jak najlepiej przedstawić to pani minister. Objęła ona nas honorowym patronatem, co jest wielkim sukcesem programu. Interesuje nas, aby rozwinęło się to na nasz region, a później będzie na całą Polskę, bo jest to doskonały program, żeby można było tą koszykówkę u podstaw ulepszyć, a z tego znajdzie się potem wspaniały ludzki materiał. Koszykówka kobiet będzie za kilka lat zdecydowanie silniejsza.
Wydawać by się mogło, że wspomniany "boom" był tak ogromny, że przerósł oczekiwania. Jak się ma dobry pomysł i jest się konsekwentnym to pokazuje się różnym osobom, że to nie są słowa puszczone na wiatr. W tej chwili ja już wykonałem ponad 5 tysięcy kilometrów, by wszystkie szkółki otworzyć. W wielu miejscowościach byłem z prezesem, bądź on ze mną. W ten projekt zaangażowane jest dużo osób. Wszyscy czujemy wielką odpowiedzialność. Ludzie po tych wszystkich spotkaniach z zespołem, treningach, kursokonferencjach (kolejna już 13 kwietnia w Gorzowie - dop. red.) mówią mi, że to jest niewyobrażalne, że można w tak szybkim czasie to zrealizować. Mamy na to pomysł, chęci i w klubie na pewno jest to takie nasze oczko w głowie. Mam nadzieję, że będzie takie dla całej koszykarskiej Polski.
Pozostajemy w temacie przyszłości, powracając jednak do pierwszego zespołu. Zakończyliśmy już sezon 2012/2013. Co będzie teraz? Liga wraca pod zarząd PZKosz, choć nie będzie to miało jakiegoś ogromnego znaczenia. Wejdzie jednak przepis o obowiązku przebywania dwóch Polek na parkiecie. Co Pan o tym sądzi? To jest dobra zmiana, ale myślę, że dla naszego klubu wprowadzona o dwa lata za szybko, ponieważ myśleliśmy, by oprzeć ten zespół na Polkach, ale to, co robimy, na poziomie ekstraklasy przyniosłoby nam efekt gdzieś za dwa lata. Czeka nas więc znowu bardzo trudny sezon. Poziom zawodniczek polskich jest trudny. Liczymy się z tym, że Agnieszka Skobel odejdzie. Skończył jej się kontrakt. Od trzech lat była to ostoja klubu. W tej chwili ma zapewne wiele propozycji. My również złożyliśmy swoją. Może uda się ją zatrzymać, ale trzeba się liczyć z tym, że może jej nie być. Będziemy szukać wzmocnień. Zobaczymy jeszcze, jaki będzie budżet. W tej chwili trudno mówić o czymkolwiek, bo pracujemy na razie nad budżetem. Jak będę miał sygnał, że mogę wykonać pewne ruchy transferowe to na pewno to zrobię. Przyjdzie na to czas. Jesteśmy bardzo mocno do przodu, w stosunku do lat wcześniejszych, szczególnie w porównaniu do poprzedniego roku, bo już dzisiaj wielkim sukcesem naszego klubu jest to, że miasto nas doceniło wśród tych pięciu dyscyplin, na które miasto będzie stawiać. Myślę, że swoją postawą na to zasłużyliśmy. To duży krok do przodu. Mamy jednak dużo pozytywów. Długie kontrakty ma młodzież, czy Kasia Dźwigalska. Muszę jednak czekać na sygnał od prezesa, by wiedzieć, w jakich warunkach finansowych się obracać.
Przynajmniej w ostatnich dwóch latach wielokrotnie padał temat Pana odejścia z Gorzowa, by trenować inną drużynę. Tym razem nic się w tej sprawie nie dzieje? Nie myślę już o propozycjach z zewnątrz. Koncentruję się na tym, co jest tutaj. Dałem słowo wszystkim rodzicom i dzieciom, że program "Nauka, Sport, Przyszłość" musi być doprowadzony do końca.
Jak już wielokrotnie powiedzieliśmy, to był trudny sezon dla nas. Przyszły także się taki zapowiada. Nie mniej jednak jesteśmy w lepszej pozycji i powoli zaczynamy się odradzać. Było bardzo źle. Nie nagłaśnialiśmy tego. Nie chcieliśmy nikogo stawiać przed ścianą. Była myśl, że możemy nie wystartować na poziomie ekstraklasy. Pokonaliśmy to jednak i to było najważniejsze. W tej chwili nie myślimy już w tych kategoriach. Teraz myślimy o przyszłości najbliższej i długofalowej. Mamy pomysł na to wszystko. Coraz więcej chętnych ludzi jest do pomocy, nawet w tych ciężkich czasach.
Ostatnie pytanie. Trwają półfinały Ford Germaz Ekstraklasy. Kogo Pan typuje do mistrzowskiego tytułu, a kogo do pozostałych miejsc? W tym sezonie myślę, że Wisła z Polkowicami powinny znaleźć się w finale. To w tej chwili dwa najbogatsze i najlepsze organizacyjnie zespoły, które mają największy potencjał, jeśli chodzi o zawodniczki. Nie powinno być niespodzianki, choć Artego i Energa to nie zespoły, które się poddadzą, ale będą walczyć do końca. W małym finale będzie bardzo ciekawe, bo Bydgoszcz i Toruń to derbowe rozgrywki. Są bardzo "anty" na siebie nastawione. Spodziewam się może bardziej emocjonujących meczów o brąz niż o finał.
Komentarze opinie