Oddział zakaźny szpitala w Gorzowie będzie likwidowany. Decyzję o wszczęciu takiej procedury podjęła dyrekcja szpitala. Jak powiedziała nam szefowa placówki Wanda Szumna nie ma innego wyjścia, biorąc pod uwagę zakontraktowaną przez Narodowy Fundusz Zdrowia sumę. "Jeżeli mamy kontrakt miesięczny na 40 tysięcy, a same wynagrodzenia personelu wynoszą więcej, to gdzie reszta?" - pyta dyrektor.
I dodaje: "Ekonomia jest nauką ścisłą - trzeba liczyć, a my umiemy liczyć. Dlatego zamykamy to, co nam się kompletnie nie opłaca". Szumna tłumaczy, że likwidacja oddziału to długa procedura, zgodę na to musi wyrazić m.in. wojewoda. Dopiero wówczas można ewakuować pacjentów.
Szumna zaznacza jednak, że są otwarci na renegocjację kontraktu. Przedstawiciele Narodowego Funduszu Zdrowia twierdzą, że o podjętej decyzji dowiedzieli się od nas. "Do nas nie wpłynął żaden wniosek o ewentualnym wypowiedzeniu umowy w zakresie leczenia na oddziale zakaźnym w Gorzowie" - mówi Jolanta Krug rzecznik NFZ w Zielonej Górze. Jak twierdzi, w tej sprawie rozmowy jeszcze trwają.
Pacjenci lecznicy nie wyobrażają sobie, by w tak dużymi mieście jak Gorzów nie było oddziału zakaźnego. Są zbulwersowani.
Jak mówi dyrektor szpitala, teraz oddział znajduje się w budynku lecznicy przy ulicy Warszawskiej. Do końca miesiąca z tego obiektu mają zniknąć wszystkie oddziały. Jeśli dyrekcja szpitala będzie chciała umieścić oddział zakaźny w budynkach przy Walczaka lub Dekerta, musi to miejsce odpowiednio przygotować. W tym przypadku to są rygorystyczne warunki, które trzeba spełnić, a nie ma na to pieniędzy dodaje Wanda Szumna.
Komentarze opinie