Niezwykle mocny i utytułowany przeciwnik przyjechał do Gorzowa. Ros Casares Walencja z kilkoma gwiazdami światowego formatu w składzie wygrał z KSSSE AZS PWSZ Gorzów 86:52. Gorzowianki do spotkania podeszły bez Samanthy Richards, która wciąż nie wróciła z Australii. Na dodatek z powodu choroby nie mogła zagrać Izabela Piekarska, ale była obecna na ławce rezerwowych, by wspierać swoje koleżanki.
Od początku spotkanie było całkiem wyrównane. Odrobinę lepsze wrażenie robiła Walencja, która nie bała się rzutów z półdystansu i dobrze na tym wychodziła. Zawodniczkom obu ekip zdarzały się jednak błędy, przez które nie zdobywały punktów dla swoich zespołów. Znów bardzo dobrze pokazywała się Agnieszka Skobel, która była autorką pierwszej "trójki" w meczu, a ostatniej dla swojej ekipy. W połowie tej kwarty AZS przegrywał 11:12, a przed tym na boisku pojawiła się znana z polskich parkietów Marta Fernandez. Hiszpanka niemal natychmiast wprowadziła sporo zamieszania. Trener Dariusz Maciejewski musiał dać odpocząć bardziej doświadczonym zawodniczkom i na dwie minuty przed końcem Ros Casares prowadziło 17:13. Gdyby nie Johannah Leedham przyjezdne mogłyby mieć większą przewagę, ale Brytyjka zdobyła 9 punktów dla Gorzowa. Po 10 minutach wynik brzmiał 18:19.
Drugą część spotkania podopieczne Jordi Fernandeza rozpoczęły od trzech punktów. Po chwili cztery oczka dorzuciły Nuria Martinez i Fernandez i było już 18:26. Reakcja szkoleniowca gorzowianek była natychmiastowa. Po przerwie nie było lepiej. Gospodarze wyraźnie się pogubili. Pierwsze punkty zdobyła Leedham po rzutach osobistych. Trudno było coś zarzucić obronie Walencji. Gra z poświęceniem i odrobinę twardszej walki pozwalały na szybkie kontry. Po czterech minutach Ros Casares miały już 10 punktów przewagi. Do takiego obrotu sprawy przyczynił się też brak szczęścia pod koszem rywalek, które z kolei po przeciwnej stronie boiska grały bardzo ładną koszykówkę. Hiszpankom można było zazdrościć skuteczności. Do końca kwarty straty się jeszcze powiększyły i było już 24:48. AZS zdobył zaledwie 6 punktów przy 29 gości.
W dalszej części rywalizacji sytuacja się nie poprawiła. Walencja grała nienagannie w obronnie i rozgrywała szybkie ataki, rozbijając defensywę AZS-u lub zmuszając dziewczyny znad Warty do faulowania. Cały czas nie mogliśmy poprawić swojej skuteczności. Po 5 minutach trener Maciejewski poprosił o czas. W tym czasie jego koszykarki zdobyły zaledwie dwa punkty. Przeciwniczki w trzeciej odsłonie gry zwyczajnie nas zdeklasowały. Nie potrafiliśmy wyjść z kontrą. Cztery oczka zdobyła jeszcze Chaliburda i znów w 10 minut zdobyliśmy łącznie tylko sześć. Przed ostatnią partią było 30:70.
Widowisko stało się tym razem dużo lepsze, bo gorzowianki znów podjęły równą walkę. Być może była to sprawa odpuszczenia gości, choć wciąż widoczny był pressing i twarda gra w defensywie. Po dwóch przejęciach, z czego jedno wykorzystała Katarzyna Dźwigalska o przerwę na żądanie poprosił trener Fernandez. Niezwykle mocne były zawodniczki gości przy rzutach za trzy. Akademiczki ostatecznie odrobiły trochę strat, ale nie uratowało to ich przed porażką 52:86.
Od początku gorzowianki skazywane były na porażkę. Pierwsza kwarta dawała nadzieję, że może uda się podjąć równą walkę, ale druga partia szybko pozwoliła o tym zapomnieć. Nie dawaliśmy sobie rady z szybkimi atakami Walencji, a ich obrona była na tyle zwarta, że druga i trzecia część gry były fatalne pod względem ilości zdobytych przez nas punktów. Drugi garnitur grał nieźle, ale było to zdecydowanie za mało na taki zespół jak Ros Casares. To już definitywnie koniec Euroligi dla naszej drużyny, przynajmniej na własnym terenie. Za tydzień czeka nas pojedynek w Orenburgu z tamtejszą Nadezhdą. W międzyczasie zagramy z Widzewem w Łodzi.
Komentarze opinie