Niezwykle emocjonujące spotkanie w środowy wieczór obejrzeli kibice zgromadzeni w hai PWSZ przy ul. Chopina 52. Koszykarki KSSSE AZS PWSZ w swoim piątym meczu Euroligi w tym sezonie podejmowały naszpikowaną gwiazdami Nadezhdę Orenburg. Akademiczki po wspaniałej rywalizacji wygrały 76:73, co wywołało ogromną euforię zarówno na trybunach, jak i ławce trenerskiej.
Pierwsze minuty nie napawały optymizmem. Wyraźną przewagę miały Rosjanki, które bardzo dobrze grały w obronie. Nasza defensywa z kolei musiała uciekać się do fauli. Jako pierwsi punktowali przyjezdni. Po ładnej dwójkowej akcji Samanthy Richards i Jeleny Leuczanki cieszyliśmy się z pierwszego kosza. Białorusinka dostała podanie od Australijki i nie przestraszyła się dwóch rywalek za plecami. Zrobiła krok do przodu, obrót do kosza i celnie rzuciła. Po chwili jednak rzutem dystansu na 7:2 podwyższyła bardzo aktywna w tym pojedynku, Olga Ovcharenko. Gorzowianki miały problemy ze spokojnym przerywaniem akcji swoich przeciwniczek. Z kolei w ofensywie raził już nie po raz pierwszy sporą nieskutecznością. Nasza rozgrywająca starała się podciągać wynik. Inicjowała poszczególne ataki lub kontry, ale nawet w czasie gorszego okresu gry Orenburga nie potrafiliśmy trafić do kosza. Coraz bardziej widoczna na boisku była Liudmila Sapova, która jeszcze w zeszłym sezonie reprezentowała barwy gorzowskiego AZS-u. Miała szansę wykazać się umiejętnościami przy rzutach osobistych, które za czasów gry w mieście nad Wartą wykonywała bardzo dobrze. Nie inaczej było tym razem. Naszym koszykarkom trudno było wyprowadzić nawet najprostszej kontry. Richards przez prawie całe boisko podawała do Leuczanki, lecz ta zdołała ją dopaść dopiero przed linią i wyrzucić do tyłu, gdzie nie było żadnej z koleżanek. W pewnym momencie wydawało się, że akademiczki będą w kontakcie z rywalkami. Jednak dwupunktowa strata utrzymała się tylko przez chwilę. Tuż przed przerwą znów świetnym zagraniem zaskoczyła Richards. Dojrzała idealnie wchodzącą pod kosz Justynę Żurowską, ale o finale tej sytuacji na pewno chciałaby jak najszybciej zapomnieć. Po pierwszej kwarcie mieliśmy wynik 14:20.
Drugie 10 minut zaczęliśmy całkiem nieźle. Po dwóch minutach było 19:23, a to za sprawą Jeleny Leuczanki oraz rzutu za trzy punkty Agnieszki Kaczmarczyk. Pojedynek bardziej nam się wyrównał i w końcu na tablicy mogliśmy zobaczyć wynik 26:25. Po chwili jednak najlepsza z zawodniczek Nadezhdy, Tina Charles ponownie doprowadziła do zmiany lidera. Cały czas dziewczyny z Gorzowa nie mogły czuć się zadowolone swoją celnością. Konstruowane przez nas akcje mogły się mimo wszystko coraz bardziej podobać. Po serii rzutów za trzy zbiórkę zanotowała Agnieszka Skobel, a Kalana Green z pomocą Żurowskiej w końcu dostała się pod kosz, ale tam znakomicie przyblokowała ją Anastasiya Verameyenka, co pozwoliło Orenburgowi na zdobycie kolejnych punktów. Prowadzenie w pierwszej połowie zmieniało się aż sześciokrotnie. Na pochwały zasługiwała obrona gości. Po 20 minutach było już 36:39.
Trzecia kwarta nie zmieniała zbytnio obrazu tego wyrównanego i arcyciekawego pojedynku. Po blisko czterech minutach gry było 45:45. Oba zespoły grały punkt za punkty i akcja za akcję. Ekipom nie można było odmówić ambicji. W naszej drużynie doszło jednak do załamania. Znów zawodziła obrona i skuteczność i ,,trójki"" rzucały Sapova lub Tatiana Burik. Przed rozstrzygającymi minutami było 55:65. Bardzo dużo straciły gorzowianki przez nie za dobrą końcówkę i kibice mieli niewesołe miny, ale nadal wierzyli.
Warto było, bo w kilka minut znów dogoniliśmy rywalki. Niczym mrówka w obronie pracowała Green. Koszykarki Nadezhdy wymieniał się pozycjami, gubiąc krycie, ale nie pomagało to, gdyż akademiczki grały tak, jakby zdołały rozpracować tą taktykę. Rosjanki przez to stanęły w miejscu, nie mogąc zdobyć punktów. Szybko złapały też 5 przewinień zespołowych, co dawało nam rzuty po każdym kolejnym faulu. Udało nam się wyjść na prowadzenie 66:65. Można być odrobinę wdzięcznym Verameyence, która te ostatnie minuty zagrała wyjątkowo słabo. Zanotowała kilka głupich strat, które bezlitośnie potrafiliśmy wykorzystać. Jednym z takich błędów była niefrasobliwa gra wspólnie z Eleną Bersenevą, która poskutkowała przejęciem Richards i punktami Johannah Leedham. Kluczowym momentem było sfaulowanie Żurowskiej na 20 sekund przed końcem. Nasza drużyna prowadziła jednym punktem, ale kapitan nas nie zawiodła i podwyższyła na 76:73. Po chwili cała hala wybuchła ogromną radością, gdyż po raz kolejny zawodniczki z Rosji straciły piłkę na rzecz Richards. Tego ataku już nie dokończyliśmy, ale wygraliśmy swój drugi mecz w tej edycji Euroligi, przedłużając swoje szanse na awans do kolejnej rundy.
Ten mecz musiał się podobać, bo zobaczyliśmy w nim naprawdę wiele. Były błędy, wspaniałe zagrania, szybkie kontrataki i ważne bloki w obronie. Obraz tego pięknego widowiska popsuło trochę zachowanie sędziów, którzy swoimi decyzjami nie przypadli do gustu gorzowskim kibicom. Nie jest to też pierwszy taki przypadek. Nadezhdę Orenburg trzeba pochwalić za wytrwałą i pewną grę. Próbowały z wielu pozycji i bardzo dobrze grały na obwodzie. Na nasze szczęście również u nich zawodziła skuteczność, która w ostatecznym rozrachunku nie wygląda tragicznie, ale nadal jest wiele do poprawienia. Teraz zaczynamy rundę rewanżową i już za tydzień zagramy ponownie w Gorzowie, tym razem z francuskim Bourges Basket.
Komentarze opinie