Dość nieoczekiwany horror, ale z happy endem dla AZS PWSZ
egorzow.pl - Marcin
08/11/2014 19:36
Wbrew oczekiwaniom sobotni mecz KSSSE AZS PWSZ Gorzów z Widzewem Łódź dostarczył kibicom sporo emocji. Zwycięstwo gospodarze zapewnili sobie dopiero w końcówce meczu, wygrywając 76:65. Niewiarygodnego wyczynu dokonała Sharnee Zoll, zdobywając triple-double.
Gospodynie zaczęły od mocnego uderzenia, bo trzy punkty zdobyła... Katarzyna Dźwigalska. Poprzedni mecz wyraźnie odblokował kapitan gorzowskiego zespołu, która grała dobrze, ale nie zdobywała zbyt wielu punktów. Początek nie był najlepszy pod względem skuteczności. Szczególnie dla łodzianek, które miały więcej sytuacji. Przy tym pomogły też błędy miejscowych. Jednak to koszykarki Dariusza Maciejewskiego prowadziły 7:6 po pięciu minutach gry. Bliski remisu wynik utrzymał się do końca pierwszej kwarty.
Widzew nie zamierzał tanio sprzedać skóry. Koszykarki Adama Ziemińskiego całkiem nieźle radziły sobie w Gorzowie i to nawet przy drobnej rotacji składu. Szkoleniowiec nie miał jednak zbyt dużego pola manewru, czego skutki oglądaliśmy w końcówce spotkania. Dwa mocne ogniwa w postaci Adrianne Ross i Roksany Schmidt utrzymywały wynik ekipy z Łodzi. W drugiej partii słabą skutecznością popisywały się gorzowianki. Do tego pojawiały się błędy w defensywie. Dość wspomnieć sytuację, gdy zbyt dużo miejsca miała Ross, która grała znakomity mecz. Po 16 minutach miała już na swoim koncie 20 punktów. Oba zespoły przez cały czas toczyły wyrównany bój, gdyż różnica punktowa nie była większa niż pięć "oczek". Trzeba jednak zauważyć, że Akademiczki grały gorzej, niż miało to miejsce w ostatnich spotkaniach. Miejscowe popełniały sporo błędów, za darmo oddając piłkę rywalkom. Ostatecznie po 20 minutach 37:36 prowadził Widzew, choć tuż przed syreną za trzy próbowała Dźwigalska, ale nieskutecznie.
Niesamowite tempo narzuciły obie drużyny po przerwie. Gra toczyła się bardzo szybko, choć niekoniecznie przekładało się to na punkty. Pod tym względem lepiej wyglądał zespół z Łodzi. Aż strach pomyśleć, co by gorzowianki zrobiły bez Sharnee Zoll. Po raz kolejny można było oglądać jej znakomite zagrania, otwierające drogę do kosza. Amerykanka zrobiła coś, co ogląda się bardzo rzadko na koszykarskich arenach, szczególnie w meczach kobiet. Gorzowska rozgrywającą znów zagrała cały mecz, przy czym zanotowała triple-double. Zdobywając 20 punktów, dołożyła 12 asyst i 13 zbiórek, ponownie stając się ojcem zwycięstwa. Znacząco w drugiej połowie osłabła Ross z Widzewa. Amerykanka grała genialne zawody, przejmując i zbierając piłki, a także tworząc sytuacje koleżankom, ale potem zabrakło już sił. Największą bolączką AZS-u była skuteczność. Do tego lepsze momenty z gorszymi przeplatała Brewer, choć uzupełniała ją Dźwigalska. Pod koniec trzeciej części gry to Akademiczki wysunęły się na minimalne prowadzenie. Tym razem to łodzianki popełniły kilka błędów. Dano też odpocząć Adrianne Ross.
W ostatniej partii koszykarki z Gorzowa utrzymywały niewielką przewagę. Oba zespoły dobrze broniły, choć czasem nieczysto. Po nieco ponad dwóch minutach czwartej kwarty na parkiet wróciła Ross, która natychmiast przekazała pomysły trenera koleżankom. Gościom brakowało jednak skuteczności, a za to gorzowianki poprawiły się w tym elemencie. Adam Ziemiński postanowił ratować się przerwą na żądanie przy wyniku 65:57 dla miejscowych. Podopiecznie Dariusza Maciejewskiego wzięły się jednak do gry. Kluczowa była "trójka" Zoll, która dawała już 11 punktów przewagi. Na pięć minut przed końcem Akademiczki były więc w dużo bardziej komfortowej sytuacji niż rywalki. Gospodynie tego nie zmarnowały i ostatecznie wygrały spotkanie 76:65.
Wspomniana Zoll dokonała po raz kolejny czegoś wielkiego, a mimo narzekała na własną grę. Niezbyt dobrze momentami wyglądał też Brewer, ale to one poprowadziły AZS PWSZ do zwycięstwa. Widzew Łódź pogroził palcem, ale napotkał problem, z którym zwykle borykały się Akademiczki. Na ławce nie było wystarczająco dużo wartościowych zawodniczek i pod koniec meczu w szeregi liderek wkradło się zmęczenie. Postawa rezerwowych przeważyła. W ekipie gospodarzy nie punktowały tylko Natalia Sobek, która na chwilę pojawiła się na początku spotkania i Klaudia Czarnodolska.
Następny mecz gorzowskie koszykarki również rozegrają w hali PWSZ przy ul. Chopina 52. Rywalem będzie Wisła Can Pack Kraków.
Po meczu powiedzieli:
Dariusz Maciejewski (trener KSSSE AZS PWSZ Gorzów):Dzięki grze Widzewa obejrzeliśmy naprawdę bardzo dobre spotkanie. Były emocje prawie do samego końca. Szczególnie do przerwy mieliśmy kolosalne problemy ze zdobywaniem punktów. Nie mogliśmy wejść w swój rytm gry. Wydawało nam się, że to będzie łatwiejsze spotkanie. Cieszę się, że zespół z Łodzi zmusił nas do maksymalnego wysiłku. Druga połowa meczu wyglądała zdecydowanie lepiej. Dzięki temu mamy kolejne punkty. Czekamy na Wisłę Kraków.
Adam Ziemiński (trener Widzewa Łódź):Gospodynie potwierdziły, że w tym sezonie, póki co, są niepokonane u siebie. Do pewnego momentu w czwartej kwarcie dotrzymywaliśmy kroku. Jak na nasze możliwości zagraliśmy dobre zawody, ale brakuje nam graczy w rotacji. W momencie, kiedy pojawiło się zmęczenie, to przestaliśmy być skuteczni w ataku. Gorzów to wykorzystał, zdominował deskę i dogrywał do centrów. Nie mieliśmy na to odpowiedzi. Z poziomu naszej gry jesteśmy zadowoleni. Gorzów to nie nasz target. To z zespołami z dołu tabeli chcemy wygrywać, żeby się utrzymać w lidze.
Katarzyna Jaworska (KSSSE AZS PWSZ Gorzów):Bardzo trudny i zacięty mecz. Pierwsza połowa niezbyt udana. Z naszej strony dużo niecelnych rzutów i strat. W drugiej części, dzięki dobrej postawie czołowych zawodniczek i naszej waleczności i zespołowości odniosłyśmy zwycięstwo.
Lidia Niedzielska (kapitan Widzewa Łódź):To trudny teren, na którym zawsze niełatwo się gra. Nawiązywałyśmy walkę do pewnego momentu, ale zabrakło sił, może zimnej krwi. Popełniłyśmy dwie głupie straty, po których nastąpiły szybkie kontry i zrobiło się pięć punktów straty. To nas sparaliżowało. Cieszymy się z tej gry, którą pokazałyśmy w pierwszej połowie. Walczymy dalej.
Komentarze opinie