Dziś mija dokładnie 150 lat od wybuchu Powstania Styczniowego. W południe, w całym województwie zabrzmią sygnały syren alarmowych na znak pamięci poległych za wolną Rzeczpospolitą.
- Powstanie styczniowe jest ważnym elementem w długim ciągu zrywów zapoczątkowanych w końcu XVIII wieku, a trwających do końca podziemnej działalności Solidarności, to jeden z wielu dowodów, jakie Polacy dawali przez lata, na to że jesteśmy bardzo silnym narodem – powiedział wojewoda lubuski Marcin Jabłoński.
Styczniowy zryw niepodległościowy był odpowiedzią na zaostrzającą się politykę Rosjan oraz tak zwaną brankę Aleksandra Wielopolskiego. Był to niespodziewany pobór do wojska rosyjskiego, który miał objąć około 12 tysięcy osób, podejrzewanych o przynależność do organizacji patriotycznych. 22 stycznia 1863 roku Centralny Komitet Narodowy ogłosił się Tymczasowym Rządem Narodowym i wezwał naród do powstania przeciwko Rosji. Na to wezwanie 6 tysięcy powstańców zaatakowało rosyjskie garnizony w Królestwie Polskim. W niedługim czasie działania wojenne rozszerzyły się na cały kraj, a następnie na tereny Litwy, Białorusi i Ukrainy. Powstanie Styczniowe było największym zrywem niepodległościowym w XIX wieku. Walki powstańców z Rosjanami trwały ponad rok, zginęło w nich około 30 tysięcy Polaków. Po zakończeniu walk na zesłanie skazano około 40 tysięcy.
Na polecenie wojewody lubuskiego o godzinie 12.00 w całym województwie włączone zostaną syreny alarmowe.
- To nasz znak pamięci dla tych, którzy zginęli w Powstaniu Styczniowym. Oni mieli odwagę walczyć o wolność, którą dziś możemy się cieszyć - powiedział wojewoda Jabłoński.
Komentarze opinie